Początek XXI wieku to
połączenie chaosu z nadmierną ostrożnością, eksponowaniem swoich atutów oraz
cieszenia się różnorodnie pojętą wolnością. Strach o koniec świata i eksplozję
całej elektroniki po przekroczeniu magicznego millenium to początek, który nadał ton dalszemu rozwojowi techniki,
sposobu postrzegania świata oraz mechanizmów rządzących rynkami – w tym światem
mody. Jedno jest pewne – ta dekada obfitowała w wiele urozmaiceń i krótkich
fanaberii, które na stałe wpisały się do historii mody tego czasu.
Pierwsza dekada to z pewnością czas
jeszcze większej fascynacji gwiazdami muzyki. Britney Spears, Jeniffer
Lopez, Beyonce Knowles, Rihanna,
Shakira, Eminem, Jay-Z, 50Cent to tylko niektórzy z lansowanych idoli. Kult
gwiazd jest tak silny, że właściwie ciężko stwierdzić, czy współczesne czasy
mają swoją ikonę. Dodając do tego modę na zespoły, która pojawiła się kilka lat
wcześniej, to wyróżnić możemy między innymi takie perełki jak Spice Girls,
Backstreet Boys, czy The Kelly Family. Szał związany z ich występami i muzyką
przełożył się na ubrania nastoletnich dziewczynek. Sama pamiętam fascynację
pięcioma młodymi kobietami, z których każda stanowiła ucieleśnienie innych
wyobrażeń młodych kobiet o sobie w przyszłości – dlatego trafiały do milionów
osób na całym świecie. Sportowe buty na koturnach ze zdjęciami spicetek, które
pływały w plastikowych bąblach, bluzy, czapki, spodnie z nadrukami… Fankę tego
zespołu można było poznać z daleka. Podróż po świecie trendów milenijnych
spróbujmy zacząć od prób chronologicznego uszeregowania następujących po sobie
faz i przedziwnych fascynacji. 2000 rok z pewnością bardzo dobrze wspomina
Maciej Zień, który wtedy będąc jeszcze uczniem Liceum Plastycznego,
zadebiutował ze swoją pierwszą kolekcją. Tym samym wywołał poruszenie na rynku
polskiej mody i obudził ją z chwilowego letargu. Przełomowym momentem na
świecie było z pewnością otwarcie pierwszego sklepu jednej z najbardziej
znanych dzisiaj sieciówek – H&M. Powracają słodkie kolory, które wcześniej
zostały uznane za kiczowate. Róż i fiolet królują we wszystkich wydaniach. W
tych światowych, najbardziej znani projektanci proponują krótkie spódniczki (u
Armaniego), głębokie dekolty (Versace), które za pewne możemy przypomnieć sobie
poprzez osobę Jeniffer Lopez na nagrodach Grammy – w sukni o nieco tropikalnym
princie, z rozcięciem do pępka. Ważną kwestią kilku początkowych lat jest
wszechobecny piercing oraz tatuaże. Odnoszę wrażenie, że moda na te detale ma
kształt regularnej sinusoidy. Niewiele trendów w równych odstępach czasu
potrafi być tak bardzo „on top” lub „passe”. Zdecydowanie wydarzeniem
przełomowym było pojawienie się mody w internecie i otwarcie serwisu Style.com.
Do dzisiaj jesteśmy wdzięczne twórcy portalu za to, że możemy uczestniczyć w
każdym tygodniu mody bez biegania po lotniskach i w dodatku we własnym fotelu. Kolejne
kilka lat obfitowały w ubrania, akcesoria i fryzury, które ciężko zapomnieć.
Pierwszą z nich są z pewnością gołe brzuchy. Do dzisiaj pamiętam, jak mama w
zimie próbowała przemówić mi do rozsądku. Nie pomagały żadne tłumaczenia.
Wreszcie zaczęła żartować, że będzie przypinać mi do dolnej części kurtki
ciężarki, żeby była dłuższa i nie podnosiła się tak efektownie. Po kilku latach
człowiek bardzo zmądrzał, jednak moda wróciła w zadziwiający sposób. Na
szczęście w innych fasonach - w trochę odświeżonej i odmienionej formie. Rzesze
kobiet naśladowały gwiazdy, które do mniej więcej 2005 roku uwielbiały
kontrastowe balejaże. Dzisiaj uznawane jest to za chroniczny brak gustu, ale
wtedy było bardzo w cenie. Jeniffer Aniston, Beyonce, Hilary Duff to kilka
idolek kobiecych fryzur w tamtych czasach. Z porażająco niesprzyjających
sylwetkom i twarzom akcesoriów początki XXI wieku możemy wyróżnić motocyklowe
chusty, których fanką była m.in. Christina Aquilera, klapki na ogromnych
koturnach, nadmierna opalenizna (jeśli to w ogóle można zaliczyć do jakiejś
kategorii – poza głupotą). Do tego dorzuciłabym jeszcze kaszkiety, wielkie
kolczyki koła a’la J.LO, karykaturalne spodnie dzwony oraz dziwnej maści
kombinezony. Dwie ostatnie propozycje niedawno powróciły z mocnym przytupem,
jednak na całe szczęście w nowoczesnej formie. Podobnie jak dresowe spodnie i
bluzy, które dzisiaj czasami również noszone są do butów na obcasie. W połowie
pierwszej dekady panowała także moda na przezroczyste topy. O zgrozo nadużywana
przez kobiety o raczej nagannych sylwetkach. To samo dotyczy również bardzo
niskich biodrówek i wystających spod nich stringów. Ciężko było znaleźć zgrabną
dziewczynę, która nosiła tą kombinację… Kolejnym hitem były spódnico-spodnie,
które niedawno powróciły na wybiegach zachodnich projektantów. Mam jednak
nadzieję, że na ulicę nie wejdą przebojem, bo aż strach się bać o końcowy
efekt.
Druga
połowa dekady to już znacznie bliższe dzisiejszym czasom inspiracje – co nie
oznacza, że w pełni akceptowalne. Kobiety stwierdziły, ze pragną podkreślać
figury i pokazywać je światu, dlatego zafascynowały się tzw. tubami,
które opinały ich ciała niczym bandaż elastyczny. Tym samym obserwowałyśmy też
powrót bombek, falban i zwierzęcych printów, w każdym kolorze – nie tylko tym
naturalnym. W kurtkach wielki powrót skór oraz futerek. Już pod koniec drugiej
połowy dekady, pojawiły się modne w dzisiejszych czasach ramoneski, podniesione
ramiona i styl militarny. Dzisiaj kobiety zapatrzyły się również na tamte lata
i na modne boyfriendki oraz cieniowane materiały. Na nogach panie lubiły nosić
tenisówki – oksfordy, koturny oraz japonki i gladiatorki. Nieco wyżej królowały
legginsy. Ich rozwój obserwujemy do dzisiaj, a większość kobiet w dalszym ciągu
zapomina, że ubranie ich nie zwalnia od pomyślenia o spodniach. Na salony
wkroczyły również rajstopy w kropki oraz w serduszka. Ciężko było się
zdecydować, do jakiej grupy chcemy przynależeć. Duża różnorodność sprawiła, że
rockowe ćwieki niczym styl emo, imprezowe cekiny i słodkie kokardki atakowały
nas ze wszystkich stron, a klasę dyktowały bohaterki serialu „Seks w wielkim
mieście” i „Plotkara”. Nie zabrakło też hipsterów. Pod koniec dekady
obserwujemy znaczny rozwój w dziedzinie polskiej mody. Pojawia się coraz więcej
nowych marek i nazwisk projektantów, ruszają programy o modelkach i modzie,
które pomagają zrozumieć mechanizmy rządzące tym światem. Przepływ informacji
zdecydowanie zwiększają wszystkie czasopisma, portale społecznościowe i serwisy
branżowe, które wiodą prym w Internecie. W poprzednich sezonach, tych już nam
najbliższych, królowały neony, pastele, bordo, granat, stylizacja w wersji
Total look, printy w różnych wersjach, baskinki, przezroczyste spodnie. Później
przyszedł czas na cygaretki, nadruki na koszulkach nawiązujące do religijnych
motywów, potargane dżinsy, skórzane spodnie i tak do dzisiaj. Z pewnością
trzeba jeszcze dorzucić manię na New Balance’y oraz ubieranie swoich Iphonów w
modne case'y, którym sama uległam.
O
modzie mówimy coraz śmielej, głośniej i coraz częściej. Eksportujemy nasze
dobra modowe – m.in. La Mania, Gosia Baczyńska oraz Lilou debiutują na
zagranicznych rynkach, z bardzo dobrym skutkiem. Zaczynamy liczyć się w świecie.
Po tylu latach do polskiej mody powraca nadzieja, podobno powraca także
zapomniany przez wszystkich Arkadius. Mamy kontrowersyjną Lady Gagę, It-Girls,
blogerki modowe oraz…. kobietę z brodą. Wszyscy wrzuceni do jednego worka i
poddawani tej samej krytyce. Wydaje się,
że wszystko już było. A jednak, co chwilę jesteśmy zaskakiwani kolejną osobą,
zjawiskiem czy trendem. Nie każdy Gangnam style czy Słowianki to dobre
rozwiązanie. Z jednej strony różnorodność wpływa na większość dobrze, ale z
drugiej warto zastanowić się, czy podążając za niektórymi maniami, na pewno nie
zabrniemy w ślepą ulicę.